Blogi Muzeum Literatury
Pan Kazimierz
Data dodania: 4 marzec 2012

Kazimierz Dąbrowski, mój poprzednik na stanowisku głównego inwentaryzatora Muzeum Literatury, był jednocześnie tego stanowiska twórcą i organizatorem. Trwał na nim aż do odejścia na emeryturę w 1998 r. Ześrodkował i uporządkował ogromną dokumentację związaną z pozyskiwaniem i ruchem naszych muzealiów, która powstawała przez kilka dziesięcioleci działalności Muzeum, wypracował i wdrożył procedury, które z pewnymi modyfikacjami stosujemy do dziś i – jestem o tym przekonany – będziemy stosować jeszcze długo.

Ale charakter Kazimierza nie pozwalał Mu zamknąć się w tych urzędniczych obowiązkach. Zawdzięczamy Mu również m.in. ważną wystawę paryskiej Kultury i przejęcie archiwum i pamiątek po Konstantym Aleksandrze Jeleńskim. Obiekty z tego przekazu stały się jednym z filarów prezentowanej niedawno z olbrzymim sukcesem ekspozycji poświęconej Kotowi i Leonorze Fini.

Jakby tego wszystkiego było mało, na początku lat 90. ubiegłego wieku Kazimierz stał się pionierem wprowadzania do działalności Muzeum technik informatycznych i twórcą baz danych muzealiów. Jego zaangażowanie w tej dziedzinie wyraziście kontrastowało z postawą niektórych muzealników (reprezentujących czasem znacznie młodsze pokolenia), nieufnych wobec niesprawdzonych nowinek i modernizacyjnych fanaberii. Stworzone przez Kazimierza bazy nadal służą z powodzeniem w kilku działach i oddziałach Muzeum, nieustannie rozbudowywane i uzupełniane. Nikt już sobie dzisiaj nie wyobraża szybkiego wyszukiwania informacji w czasie rozlicznych kwerend bez tego narzędzia, ale dwadzieścia lat temu uważali tak nieliczni.

Już po odejściu na zasłużony odpoczynek wspierał nas Kazimierz, wykonując w ramach umów o dzieło liczne prace związne ze zbiorami i bazami danych oddziałów. Nadal też, w czasie naszych prywatnych spotkań, interesuje się sprawami Muzeum, a Jego uwagi i przemyślenia, wynikające z ogromnego muzealnego i życiowego doświadczenia, są dla mnie cennym punktem odniesienia w myśleniu o teraźniejszości i przyszłości Muzeum Literatury.

A że dziś Kaziuki, więc życzę Ci Kazimierzu – ale także naszemu Muzeum i sobie – by nie opuszczało Cię zdrowie i poczucie humoru. Sto lat!


Komentarze
  • gg kwiecień 2, 2012

    Andrzeju, bardzo Ci dziękuję za tekst o moim ukochanym „głównym inkwizytorze”, jak żartobliwie nazywaliśmy p. Dąbrowskiego. Rzeczywiście – innowatora digitalizacji w naszym muzeum, wręcz entuzjastę tej idei. Ale też fajnego faceta i kompetentnego muzealnika zarazem. Kazio – ośmielę się przypomnieć – najpierw pracował w Dziale Dokumentacji, z właściwą sobie łagodną (w obejściu) energią i zapałem reformując pracę tego działu. Ów młodzieńczy zapał i otwarty umysł, oraz poczucie humoru powodują, że dużo odeń młodsi ludzie z łatwością przechodzą zeń na „Ty”. Dołączając się do imieninowych życzeń dla Kazia, zdecydowałam się opowiedzieć, w jakich okolicznościach Pan Dąbrowski (który wiekiem bliski jest memu ojcu) stał się dla mnie Kaziem. Otóż pojechaliśmy razem służbowo pociągiem do Moskwy w 1990 roku. Ponieważ Rosjanie w wagonach sypialnych nie dzielili przedziałów na męskie i damskie – woleliśmy zamienić się miejscami ze współpasażerami tak, by przynajmniej Muzeum Literatury miało odrębny przedział. Najpierw p. Dąbrowski zgniótł sobie palce, próbując na me życzenie otworzyć okno w zbyt dusznym przedziale. Po tej pierwszej próbie integracji nasze wzajemne stosunki bliskie były plejstocenu. Ale p. Kazimierz – dżentelmen przedwojennego chowu – twarz trzymał. Potem zgasiliśmy światło, odwróciliśmy się do siebie plecami i usiłowaliśmy możliwie dyskretnie zmienić odzież wierzchnią na piżamy. Potem – prawdopodobnie – każde z nas na swoją nutę chrapało, zadręczając współpasażera. Świtem obudził nas rejwach na jakiejś stacji. Może to było Borodino. Pan Kazimierz usiadł sztywno na swej kuszetce i rzekł: Pani Grażyno, skoro spędziliśmy razem noc, nie pozostaje nam nic innego, jak przejść na „ty”. No i któż by się oparł takiemu? Pobyt w Moskwie scementował zażyłość, bo wspólnie walczyliśmy z nadopiekuńczością naszych opiekunów. Po powrocie miałam śmiałość odzywać się do Kazia, jak do powiernika. Jemu zawdzięczam najważniejszą dla mnie mądrość życiową (a bez przerwy o coś go pytałam namolnie): Kaziu, ojcu i dziadku – pytam – czy wykorzystuję rodziców, zmuszając do opieki nade mną i moimi dziećmi? Kazio odpowiada: twoim rodzicom dawali twoi dziadkowie, ty swoim dzieciom dajesz to, co dostałaś od swoich rodziców, a co ty im dasz – one dadzą swoim dzieciom. Po latach okazało się, że działa to i w odwrotnej kolejności – opiekowałam się matką tak, jak ona mną w niemowlęctwie. Prawo Kazia się zweryfikowało do kwadratu. Kaziu kochany, sto lat to nic. Jeśli koleżance z pracy tyle dałeś, to ile córkom i wnukom?

  • Dodaj komentarz:

    Copyright © 2010-2012 Muzeum Literatury