Blogi Muzeum Literatury
Cmentarze
Data dodania: 4 listopad 2013

Początek listopada upłynął jak zawsze pod znakiem cmentarnych peregrynacji, tym razem wzbogaconych o małą wyprawę w poszukiwaniu dalszych przodków, leżących na nieznanych nam wcześniej podlaskich nekropoliach. Poszukiwania zakończyły się częściowym sukcesem, a sama podróż jak zwykle dostarczyła ciekawych obserwacji z dziedziny ewolucji cmentarnych mód i obyczajów. Widać np. zwycięską ofensywę sztucznych kwiatów i coraz większych lampek (lamp?) stawianych wciąż gęściej na grobach. Przybywa też – niestety! – wynalezionych w ostatnich latach zniczy zapachowych, więc atakowani jesteśmy przemiennie napływającymi falami „naturalnych” aromatów róż i lilii.

Ciekawie jest posłuchać rozmów przy sąsiednich grobach. W tym roku moją uwagę zwróciło młode małżeństwo: ona próbowała przekonać męża, że babcia Marysia w rzeczywistości była jego prababcią, z czym on w żadnym wypadku nie chciał się zgodzić. Gdzie indziej malutka dziewczynka ciągnęła ojca za rękaw i pytała, wskazując płytę nagrobną: „Tato, dlaczego nie możemy zajrzeć do babci?”

Gdy dojechaliśmy do ostatniego odwiedzanego cmentarza w Ceranowie, na skraj mapy wyświetlanej na ekranie nawigacji satelitarnej wypłynęła nazwa Treblinka. Ponieważ nikt z nas nie był wcześniej w tym strasznym miejscu, natychmiast podjęliśmy decyzję, żeby pojechać i tam.

Po zatłoczonych polskich cmentarzach miejsce zagłady prawie miliona Żydów przywitało nas zamkniętym na głucho pawilonem przy parkingu i kartką: „Uprzejmie informujemy, że w dniu 1 listopada Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince jest nieczynne.” Na szczęście sam teren byłego obozu dostępny jest nawet w dniach wspominania Zmarłych.

Jak wiadomo, po Vernichtungslager Treblinka nie pozostało nic: żadnych baraków, komór gazowych, wieżyczek strażniczych. Na otwartej przestrzeni stoi pomnik, otoczony tysiącami nawiązujących do macew kamieni, z nazwami rodzinnych miejscowości ofiar. Ludzi nie było, tylko trochę lampek z hebrajskimi napisami, zgaszonych przez wiatr. Zapaliliśmy własną, polską, próbowaliśmy też ożywić te żydowskie, ale wiatr nie pozwalał im się palić. Gdy opuszczaliśmy teren obozu, spotkaliśmy młode małżeństwo z dzieckiem – starałem się mocno wierzyć, że to jakiś znak, jakaś zapowiedź.

Polskie cmentarze chwytają za serce. Cmentarz bez grobów w Treblince chwyta za gardło.


Komentarze
  • OlaKM listopad 4, 2013

    My co roku chodzimy na cmentarz żydowski i zawsze mam ambiwalentne uczucia, bowiem z jednej strony nie sposób nie odwiedzić grobów bliskich, z drugiej mam wrażenie wdzierania się z tradycją stricte katolicką w sakralną przestrzeń judaizmu.

  • LG listopad 12, 2013

    Idąc po Warszawie też idziemy po bezimiennym cmentarzu. Myślę, jak profesor Panas skomentowałby fakt, że z centrum handlowego o nazwie „Arkadia” – stojącego w pobliżu miejsca wielokrotnych, krwawych, nieudanych prób połączenia się powstańczego Żoliborza ze Śródmieściem, i niedaleko getta – widać cmentarz (Powązki).

  • Maria Podlasiecka grudzień 20, 2013

    Autor w pięknych słowch przelał swoje uczucia. Szacunek dla zmarłych to jedna z najpiękniejszych stron naszej staropolskiej tradycji. W jednym ze swych dzieł Bystroń zaapelował o zbieranie napisów epitafijnych, jako mini-perełek literackich. To prawda… A teraz nadchodzi Wigilia Bożego Narodzenia i według starych wierzeń nasi Nieobecni będą nam w tym dniu towarzyszyć. To dla Nich stawiamy to puste nakrycie – „Zamorki Gość” to gość z zaświatów. To nasi najbliżsi, którzy już odeszli. Taka świadomość przynosi mi ulgę – Maria Podlasiecka

  • Dodaj komentarz:

    Copyright © 2010-2013 Muzeum Literatury