Blogi Muzeum Literatury
Mój 4 czerwca
Data dodania: 4 czerwiec 2014

4 czerwca 1989 roku przeżyłem w sposób zaiste wyjątkowy, bo w miejscu niezwykłym. Po kilku tygodniach przedwyborczej gorączki, pisania instrukcji, roznoszenia ulotek, pojechałem służbowo do Moskwy. Dzień wyborów spędziłem więc w samym sercu Imperium Zła, a głosowałem w ambasadzie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

W ambasadzie tłum Polaków. Nie było mowy o miejscu w kabinie do głosowania, przy stoliku czy choćby przy parapecie okiennym. Większość obecnych spełniało obywatelski obowiązek siedząc po prostu na podłodze. Podstępny plan władzy, żeby utrudnić głosującym życie poprzez zmuszenie ich do przekreślania dziesiątków nazwisk kandydatów, na których nie oddawało się głosu, przyniósł efekt odwrotny od zamierzonego. Wśród radosnych okrzyków, śmiechów i niepochlebnych komentarzy głosujący odnajdowali co bardziej znienawidzone nazwiska i przekreślali je z dziką satysfakcją.

A wszystko to działo się w budzącym lęk kontekście historycznym. W ciągu dnia zaczęły napływać makabryczne informacje o katastrofie kolejowej pod Ufą, na trasie Kolei Transsyberyjskiej – jak się potem okazało, w tym największym w historii wypadku kolejowym, połączonym z eksplozją tandetnie załatanego gazociągu, zginęło około 600 osób. Wieczorem, w mieszkaniu gościnnej koleżanki z Muzeum im. Aleksandra Puszkina, słuchaliśmy z trwogą przybysza z Tbilisi, opowiadającego o masakrze z 9 kwietnia. Gruzini demonstrujący na rzecz niepodległości swej ojczyzny zostali wtedy zaatakowani przez sowieckich żołnierzy – zginęło 19 osób, część z nich uduszona po użyciu gazu paraliżującego. Tę relację przerwały podawane w telewizji pierwsze informacje o krwawym zlikwidowaniu nad ranem tego samego dnia prodemokratycznych demonstracji studentów na Placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie.

Nie spodziewałem się podania przez radzieckie środki masowej propagandy wyników polskiej elekcji, ale następnego dnia czekała mnie niespodzianka. Pracownica Muzeum Puszkina, niewysoka dziewczyna w rozciągniętym swetrze z uśmiechem wyciągnęła mnie na korytarz i radosnym szeptem przekazała wiadomość: Wielikaja pobieda Solidarnosti! Oszołomiony pytam: Kakaja pobieda? pamiętając, że do wzięcia był senat i tylko 35% miejsc w sejmie. A ona: Ja nie znaju, niczewo nie panimaju, no piszut, szto wielikaja pobieda! I pokazała mi numer „Prawdy” – na odległej stronie niewielka notka, ale napisane wprost o  miażdżącym zwycięstwie opozycji.

I tak, w dość niepozornej formie organ Centralnego Komitetu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego doniósł o upadku komunizmu. Choć wtedy i zwłaszcza tam nie mogliśmy być pewni jak to się wszystko skończy.

Na koniec pobytu w Moskwie, w słynnym GUM-ie (Gosudarstwiennyj Uniwersalnyj Magazin) kupiłem córce na szóste urodziny (przypadające właśnie 4 czerwca) zestaw optyczny wyprodukowany w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Można było dzięki niemu zmontować m.in. lunetę – obserwowaliśmy później przez nią rozgwieżdżone niebo, szukając dobrych znaków na przyszłość.


Komentarze
  • LG czerwiec 6, 2014

    Piękne wspomnienie!

  • Dodaj komentarz:

    Copyright © 2010-2014 Muzeum Literatury