Świat uparł się ostatnio, żeby człowiek obowiązkowo zajmował stanowisko w różnych kwestiach. Coraz więcej informacji w internecie wyposażanych jest w ankiety, w których należy odnieść się do poruszanych zagadnień, a i z niewirtualnego otoczenia dobiegają nas żądania ustosunkowania się do różnych kwestii. Jakiego koloru skóry będzie kolejny papież, a w jakim kolorze buty będzie nosił ustępujący; czy niepokorność bywa pychą, a wykrycie bruzdy dotykowej przez pewnego specjalistę jest wydarzeniem doniosłym; co wynika z ostatniej wypowiedzi pewnego polityka, a co z milczenia innego?…
Pamiętam, że dawno temu na konferencji czy innym zjeździe, oczekując kolejnego głosowania, wysłuchałem ciekawych uwag delegata z sąsiedniego krzesła – starego zjazdowego wyjadacza. Spytał mnie, czy wiem na ile sposobów mogę zagłosować. „Na trzy” odpowiedziałem naiwnie. „Na cztery” uśmiechnął się wyjadacz i od razu wyjaśnił: „Możesz być za, przeciw, wstrzymać się od głosu lub nie wziąć udziału w głosowaniu!”. Zapamiętałem dobrze tę lekcję demokracji. I nie chodzi tylko o to, że wybór między „wstrzymaniem się” a „niewzięciem” może w niektórych przypadkach znacząco wpłynąć na rezultat głosowania. Ważny jest też aspekt głębszy: moja wolność osobista gwarantuje mi prawo do niezajmowania stanowiska i nieujawniania mojego poglądu w tej czy innej kwestii. Nawet jeśli powszechne byłoby oczekiwanie, żebym zajął i ujawnił.
Słyszę często utyskiwania na niską frekwencję w polskich wyborach, ja jednak uważam, że od tego ILU potencjalnych wyborców pozostanie w domach ważniejsze jest KTÓRZY z nich to uczynią. Doprowadzając sprawę do ekstremum: najspokojniejszy o wyniki elekcji byłbym wtedy, gdyby poza mną nikt inny nie udał się do urn! Jestem też przeciwny progom frekwencyjnym, decydującym o ważności przeprowadzonych referendów. Znów rozpatrując skrajny przypadek: jeśli jeden obywatel weźmie udział w głosowaniu ludowym, to nie ma powodu, żeby jego głos uznać za nieważny. Odmowa uczestnictwa przez pozostałych uprawnionych jest wyrazem ich braku zainteresowania rozpatrywaną kwestią, a do tego braku mają oni święte prawo. Patrząc zaś z drugiej strony: 100% zainteresowanych proponowanym rozwiązaniem opowiedziało się za (lub przeciw) jego wprowadzeniu.
Mniejsza nawet o vulgus – unik jest po prostu pełnoprawną taktyką.